Nie, żebym była jakąś wielką damską szowinistką, ale powyższy obrazek bardzo pięknie oddaje, jak różnie kobiety i mężczyźni widza kolory. Oczywiście są wyjątki od reguły, mój najbardziej wrażliwy na kolory Klient jest facetem.
Czasem jak przeglądam zdjęcia mieszkań na sprzedaż to wydaje mi się, że w polskich domach liczą się tylko dwie barwy – brzoskwinia w jogurcie oraz seledyn. Dla mnie obie w wydaniu „cały pokój plus dodatki” są nie do zniesienia. Kolorem, który zawsze na początku nakładam na wszystkie ściany w wizualizacjach jest biel, taka złamana, nie poliestrowo-zimna. Dopiero na tym tle zaczynam wprowadzać kolorowe akcenty. Nieważne, czy będzie to pomalowana ściana, tapeta, czy też struktura (kamień lub cegła). Biel stanowi świetną ramę, tło, które podkreśla zastosowane efekty i nadaje całemu wnętrzu świeżości. Tutaj uwaga – przydatna nie tylko przy urządzaniu wnętrza, lecz również dla … panien młodych. Otóż łącząc białe elementy trzeba bardzo uważać, żeby nie łączyć ciepłych odcieni z zimnymi, bo będzie to wyglądało jakby proszku do prania zabrakło. Uważam, że biały kolor jest niesłusznie niedoceniony – jakiś taki niedokończony – mówią często na początku Klienci. Dopiero kiedy pokazuje się całość, a biały świetnie wpasowuje się w stylizację, oddychają z ulgą i odstawiają zachomikowane na wszelki wypadek puszki z seledynem.
Na zdjęciu ściana w projekcie w Gdańsku, obłożona grafitowym kamieniem. W towarzystwie białych ścian robi się główną dekoracja pokoju.